wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 22

  ~Z perspektywy Klary~
   Otworzyłam oczy, po czym je przetarłam i wstałam. Lekko mi się zakręciło w głowie. W drodze do łazienki starałam sobie przypomnieć ostatnie zdarzenia ze wczoraj. Do mojego brzucha wleciały motyle, a ja poczułam jak się rumienie. Michael siedział jeszcze u mnie do pół godziny po czym wyszedł. Jednak zrobił to przez moje gadanie na temat tego, że muszę jutro wstać i być wyspana więc nie mógł długo siedzieć. Wiem, że jestem zrzędą ale no cóż. Musiałam mieć jeszcze w końcu czas na przemyślenia przed zaśnięciem. Zauważyłam wtedy, jak szybko pozbierałam się po Lucasie. Zdałam sobie też wtedy sprawę, iż ja nie mogłam go naprawdę kochać. Osoba zakochana po tym jak zrywa z ukochanym chyba nie zbiera się aż tak szybko by mieć nagle nowego chłopaka w tak szybkim czasie.
   Wzięłam prysznic i ubrałam się w przyzwoity, szkolny strój. Zeszłam na dół, przywitałam się z Sabiną i jak codziennie, zrobiłam sobie coś do jedzenia. Wybrałam dwie kanapki z szynką i serem. Straszne szaleństwo - pomyślałam.
   Podeszłam do wieszaka na ubrania wierzchnie. Założyłam płaszczyk, podtrzymałam drzwi Sabinie, która także wychodziła i poszłyśmy w stronę uczelni.
   Lekcje mijały, a czas upływał. Przyswojone wiadomości zostawały, jednak gdy tylko pomyślałam o chłopcu rozpływały się jak czekolada w misce pod parą. Oczywiście mleczna. Z zamyślenia czasami wytrącała mnie pani krzycząc na kolegów z ostatniego rzędu. Ostatnią lekcją była matematyka, która spowodowała kastracje mojego mózgu. Nie byłam najgorsza, jednak kiedy jesteś zmęczona poprzednimi przedmiotami twoja wiedza na temat, który przerabiacie staje się niekompletna. Wychodząc z budynku zatrzymała mnie nauczycielka Języka polskiego. Lubiłam ją po mimo jej przesadnego zamiłowania do kotów i spódnic. Jej styl nie powalał, chyba, że z powodu przesadnego kiczu.
- Dzień dobry Pani Penhallow.- powitałam ją wpatrując się w włochaty żakiet, którego kolor był nieznany pod warstwą brązowego, białego i szarego futra. Musiałam jednak przyznać, że kolorystycznie pasowało do jej długich brązowych włosów przeplatanych siwizną. 
- Dzień dobry, chciałam się Ciebie zapytać czy przypadkiem nie słyszałaś o konkursie "Wiersze brytyjskich pisarzy - o pięknym narodzie i jego krajobrazach"?- zapytała przy czym moje zanalizowanie co mam powiedzieć zajęło dłuższą chwilę.
- Tak- krótka odpowiedź-najlepsze wyjście z każdej sytuacji.
- A i oczywiście zgłosiłaś się do uczestnictwa w nim.- stwierdził nauczycielka z zadziwiającą pewnością tego co mówi.
- Właśnie taki miałam zamiar...
- To dobrze ale nie martw się, już Cię zgłosiłam. Konkurs jest jutro, na drugiej lekcji.- w myślach spojrzałam na moje dłonie i przyłożyłam je do twarzy, jednak w rzeczywistości uśmiechnęłam się do nauczycielki i odpowiedziałam:
- To dobrze, dziękuje.- po czym pod szkołę podjechała taksówka, na co pani zwróciła uwagę.
- Życzę powodzenie i miłego dnia.
- Dziękuje i nawzajem.- po czym kobieta zniknęła z moich oczy w ciemnej kabinie samochodu, a ja samotnie podążyłam w stronę domu. 
   Z celem otworzenia drzwi przeszkodził mi dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Hej, Michael.- przywitałam się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć, czy nie moglibyśmy się dzisiaj gdzieś przejść?
- A moglibyśmy... ale gdzie?
- Może po parku?
- Chętnie, przyjdź po mnie koło 16.
- Nie ma sprawy, to ty tu ustalasz zasady.- zaśmiał się, a ja się zarumieniłam.
- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.- powiedziałam żartobliwie.
- Spokojnie, zdaje. 
- To do zobaczenia.- pożegnałam go uśmiechając się do siebie.
- Pa kochanie.- rozłączył się, a ja prawie że nie straciłam równowagi. Weszłam do domu po czym popatrzyłam na godzinę i wbiegłam na piętro. Otworzyłam klapę laptopa i włączyłam Google w poszukiwaniu jakiegokolwiek wiersza autorstwa Brytyjczyka i o tematyce jaką mi podała Pani Penhallow.
Po około piętnastu minutach wykrzyknęłam "eureka". Przypomniała mi się wtedy lekcja fizyki z 2 gimnazjum kiedy pani czytała z książki historie o Archimedesie i złotej koronie. "Heureka" wykrzyknął w wannie i nagi biegł przez miasto powtarzając te słowo, które oznaczało - "znalazłem". Zapisałam stronę i wyłączyłam komputer. Rozpuściłam włosy związane wcześniej gumką i poszłam nauczyć się na historię. Gdy skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi i pomyślała "Ten to ma wyczucie". Zeszłam na dół i poszłam otworzyć mu drzwi. Ujrzałam przed sobą mężczyznę o ciemny, prostych spodniach. Czarnym, zapinanym na duże guziki płaszczu z kołnierzem postawionym w pionie i twarz, która wyrażała szczęście i zadowolenie.
- Hey...wejdź. Jeszcze  się nie ubrałam. 
- A to dziwne bo nie wydaje mi się byś była naga.- mówił wchodząc do przedpokoju, a zarazem salonu. Ja za to zaśmiałam się i lekko szturchnęłam go w ramię, po czym on z uśmiechem oparł się o ścianę i obserwował jak zakładam ciemny płaszcz i skórzane, brązowe botki. Gdy ostatnim moim poczynieniem było włożenie do torebki kluczy i telefonu podszedł do mnie i otworzył mi drzwi. Chyba wiedział, że jego dżentelmeńskie zachowanie zaczęło mi się podobać. Wyszłam po czym Michael dotrzymał mi kroku i złapał mnie za rękę. Przez całą podróż rozmawialiśmy, aż zatrzymaliśmy się na ławce z mojej prośby. Było mi przy nim tak dobrze, gdy opowiadał mi historię tego parku, w którym się znajdowaliśmy. Przypomniałam sobie sytuację z dnia poprzedniego. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie zapytał mnie jeszcze ani ja jego czy jesteśmy razem. Takie zachowania na to wskazują, lecz nie było tego pytania. Może było, a ja nie pamiętam. Byłam poważnie zakłopotana. Z zamyślenia wytrącił mnie Michael sprawdzając chyba czy go słucham.
- Przepraszam...zamyśliłam się...
- Nic się nie stało, też tak czasami mam.- uśmiechnął się, czego ja nie odwzajemniłam. -Chyba,że jednak coś się stało.
- Nie...możemy pójść do ciebie? Zmarzłam.
- Okej, nie ma sprawy, ale może chcesz mój płaszcz?
- Nie czuję się jeszcze jak na Antarktydzie ale dzięki- uśmiechnęłam się słabo po czym nie wiadomo dlaczego zrobiło mi się niedobrze. Z parku gęsto porośniętym drzewami wyszliśmy na chodnik po czym jak za światłem podążaliśmy w stronę jego domu. Moje poczucie się nie zmieniało do momentu, gdy na ścieżce pojawił się wychodząc z czyjegoś domu Adam.
- O, cześć.- powiedziała na co on, przyglądając się naszym splecionym dłoniom z mniejszym entuzjazmem, odpowiedział:
- Cześć, a my się chyba nie znamy. Jestem Adam.- powiedział z uśmiechem z którego nie umiałam nic odczytać.
- Michael. Jestem chłopakiem Klary.-przedstawił się i nawzajem sobie uścisnęli dłonie. Po tych słowach Adam zrobił się dziwnie blady, za to ja się zdziwiłam przez to co powiedział chłopak. Czyli jednak jesteśmy razem. Moje przemyślenia były bez potrzebne. Moja dłoń momentalnie zacisnęła się na jego, czego on chyba jak widać nie poczuł.
- O, nie chwaliłaś się.- powiedział z, widocznie wymuszonym, uśmiechem  na twarzy- Życzę szczęścia.
- Dziękuję- odpowiedziałam nie rozumiejąc jego zachowania. W jego oczach była gorycz, a obaj patrzyli się na siebie nie spuszczając wzroku ze swoich postaci. Miałam dość ich i tej niezręcznej ciszy zwłaszcza, że coraz bardziej robiło mi się zimno.
- My musimy już iść, do zobaczenia w szkole.
- Nawzajem- opowiedział po czym nasze drogi się rozeszły.
- To mój przyjaciel.-wytłumaczyłam gdy już byliśmy sami.
- Miły.- odpowiedział krótko.- Czujesz się lepiej?
- Tylko zimniej mi się zrobiło- uśmiechnęłam się słabo próbując go pocieszyć, co mi nie wychodziło.
- Nie wiem dlaczego nie chcesz mojej kurtki, ale dobra wiadomość jest taka, że już niedaleko do domu.- opowiedział obejmując mnie w pasie.
   Gdy byliśmy już pod domem włożył klucz do zamka i nic.
- Cholera.-powiedziałam pod nosem. Drzwi Michaela miały to do siebie, że czasami, w najmniej odpowiednim momencie, kiedy zimno na dworze, a ubrania takie jakie są, zacinały się i trzeba było pogrzebać kluczem raz w lewo, raz w prawo, może bardziej wcisnąć i przekręcić. Nie było tego po nim widać lecz ja wiedziałam, że był zdenerwowany tą sytuacją. Jego dłonie zaczęły robić się czerwone, a mój żołądek kręcił się jak karuzela. Czułam się coraz bardziej źle, a komplikacje które powstały nie poprawiały mojej sytuacji. Uwagę jednak przez te cztery minuty walki z zawiasami przykuł liść tańczący z wiatrem, który kurczowo trzymał się gałązki, nie mając jakiegokolwiek zamiaru odlecieć. Z zamyślenia wytrącił mnie dźwięk otwierających się drzwi. Ciepłe powietrze, które poczułam wchodząc do mieszkania uderzyło jak fala tworząc ulgę na sercu. Posprzątany przedpokój i nowo zakupiony koc leżący na oparciu od kanapy w kolorze ciemnego drewna, tworzy miły dla oka klimat, który zarażał dalszą część domu. Zdjęłam ciężkie buty, płaszcz i z ulgą położyłam się na kanapie, patrząc się tempo na sufit. Wszystkie wcześniejsze objawy ustąpiły. Michael już spokojny, bez płaszcza, usiadł koło mnie gładząc moją nogę.
- Jak się czujesz?
- Lepiej. Twoja kanapa leczy.- powiedziałam śmiejąc się cicho.
- Jesteś może głodna? Bo mi się wydaje, że ja jestem.- uśmiechnął się i wstał podążając w stronę kuchni co zobaczyłam kątem oka.- w lodówce mam pizze ze wczoraj ale z zaufanej restauracji.
- Poproszę.- uśmiechnęłam się sama do siebie. Kochałam jego odgrzane jedzenie, spokój i lekko ochrypły, miły dla uszu głos, styl i przytulny dom w cichej dzielnicy. Postanowiłam włączyć telewizor lecz żebym dosięgnęła pilota trochę brakowało. Gdy się siliłam przybliżając rękę milimetr po milimetrze, jak z ziemi wyrósł chłopak i podał złoty, oczekiwany po trudach jego zdobycia, Graal. Ja jednak skupiłam się na czymś innym i zamiast wziąć od niego przedmiot postanowiłam złapać chłopaka za dłoń i przyciągnąć go do siebie. Chyba czytał mi w myślach, ponieważ bez jakiegokolwiek wyrazu zaskoczenia na twarzy, z tylko lekkim uśmiechem, płynnym ruchem położył się nade mną podpierając się rękami o poduszki na których leżała moja głowa. Po mimo leżącego na ziemi pilota, który prawdopodobnie rozłożył się na części, atmosfera była bardziej romantyczna niż sobie wyobrażałam. Jego oczy wyglądały jak ciemno-bursztynowe kamienie oprawione złotem. Nie minęła minuta, a jego usta znalazły się na moich, po czym moją rolą było pogłębienie pocałunku, co uczyniłam. Czułam, że zaczął zsuwać moje ramiączko z ramienia, a ja położyłam mu obie dłonie na karku. Może Sabina czy Adam mnie za to zabiją, a ja będę później tego żałowała lecz nie liczyło się to teraz dla mnie. W takich chwilach czułam, że śnie, a zasługą tego był chłopak, który jeszcze kilka dni temu nie istniał w moim życiu, a teraz jest dla mnie wszystkim.
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że na ten rozdział musiałyście czekać tak długo, ale jakoś tak wyszło.
Przepraszam również za wszystkie błędy i mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Wyraźcie swoją opinię w komentarzu ^^
Czytasz=Komentujesz
~Jula~

4 komentarze:

  1. Widzę, że coraz lepiej piszesz, Jula :D Na pewno o wiele lepiej ode mnie XD
    A co do rozdziału - mimo iż mało się działo, jakoś nie czułam niedosytu. Pewnie przez to jak ślicznie jest to wszystko opisane :3 Naprawdę baardzo mi się podoba twój styl pisania :)
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och bardzo dziękuje, jeszcze tak dużo komplementów to chyba nigdy nie usłyszałam o moich stylu pisania. Obiecuję, że następny rozdział będzie jeszcze bardziej bogaty w opisy, dialogi i różniste zdarzenia, które przytrafiają się tak bardzo kochanym przez nas bohaterką :)

      Usuń
  2. Nie ma za co :*
    Świetny rozdział,wręcz cudowny :3
    Czekam na kolejny i życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję,postaramy się razem z Natalią o jeszcze lepszy rozdział od tego, a także wcześniejszych, które dotąd powstały :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy