niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 24

~Z perspektywy Klary~

   O nie, dzisiaj do szkoły. Było to jedno z gorszych przebudzeń jakie kiedykolwiek miałam. Przetarłam oczy lecz drugą ręką nie mogłam ruszyć. Leżałam tak, iż Michael miał mnie w objęciach co wszystko wytłumaczyło. Podniosłam się do pozycji siedzącej ciągnąc przy tym kołdrę. Miałam na sobie bieliznę, jednak czułam się całkowicie naga i przy przebudzeniu byłam jeszcze tego pewna. Dopadł mnie wielki ból głowy co spowodowało moje ułożenie dłoni na twarzy. Poczułam czyiś dotyk na mojej nodze. Przebudzony pewnie przez mnie chłopak dalej leżał przyglądając mi się. Odsłoniłam twarz i sięgnęłam po gumkę do włosów leżącą na stoliku na przeciwko kanapy. Wzięłam ją w dłoń i widząc spojrzenie Michaela wróciłam do pozycji leżącej.
- Za ile wychodzisz?- zapytał, a ja spojrzałam na niego wzrokiem niezrozumienia.
- Na pewno już powinnam wstać...- odwzajemnił spojrzenie przewracając się na bok. W porannym świetne jego oczy wydawały się tak jasne, a skóra nieskazitelna. Czasami naprawdę miałam rozterki na temat jego anielskiego pochodzenia.
- Proszę, tylko 5 minut.- smutnymi oczami niezauważalnie mnie zmierzył, a jego źrenice się powiększyły. Namyśliłam się chwilę, unikając kontaktu wzrokowego po czym pocałowałam namiętnie jego usta. Miał racje. 5 minut mnie nie zbawi, jednak nie chciałam się spóźnić. Michael delikatnie przesunął mnie na siebie po czym zaczął smyrać po plecach. W tych chwilach przyjemności rozsądek, jednak mi przypominał, że muszę już się szykować do szkoły. Gdy jego usta całowały mnie po prawym ramieniu podniosłam się przemawiając do chłopaka.
- Przepraszam...ale muszę. Miało być tylko 5 minut.
- A wiesz, że jak facet mówi 5 minut to myśli pół godziny?- uśmiechnął się do mnie spuszczając ręce z mojej tylnej partii ud. Ja tylko lekko szturchnęłam go w ramię i zeszłam z łóżka szukając spodni. Chłopak wstał także się rozglądając.  Nie wiem jak on to robi ale nie minęła chwila, a włożył rękę pod kołdrę i wyciągnął jak magik królika z kapelusza, dżinsowe, ciemnoniebieskie spodnie. Nie mówiłam mu, że ich szukam, dlatego też byłam godna podziwu. Czasami mi się wydawało, że ma nadprzyrodzony dar czytania w myślach. Podał mi je z uśmiechem na twarzy, a ja dalej zdziwiona ujęłam je rękoma, żwawo założyłam i pobiegłam do łazienki z moją jakże pojemną torbą. Po około pięciu minutach wyszłam już umalowana, lecz jeszcze bez bluzki i różowych, leżących pod kanapą skarpetek. Zeszłam po schodach, rytmicznie stukając stopami o drewno. Gdyby Michael miał sąsiadów, wszystkich zapewne bym obudziła. Ubrałam się już od stup do głów i postanowiłam jak codziennie zrobić sobie śniadanie. Weszłam do kuchni. Zastałam tam chłopaka smarującego masłem jedną z dwóch kromek chleba.
- Mogę sobie zrobić jedzenie do szkoły?- zapytałam, na co on spojrzał na mnie po czym kontynuował czynność, którą niedawno zaczął.
- Kochana, ja nie słynę z konsumpcji wykwintnych kanapek i wyrobów mącznych. Robię je dla ciebie.- odparował uśmiechając się jak by do siebie. Lekko zarumieniona podeszła do niego obejmując go w pasie. Był już ubrany w ciemno bordowy t-shirt i czarne spodnie jednak nie przeszkadzało by mi gdyby nie miał górnej części nakrycia. Słyszałam tylko stukot metalowego noża o marmurowy blat, po czym poczułam jego ręce na moich. Trzymając je w lekkim uścisku odwrócił się do mnie i pocałował w czoło lekko je muskając. Spojrzał tylko na zegarek i przemówił:
- Wiesz, że masz więcej czasu niż sobie wyobrażasz? Jest dopiero siódma.- jego jakże bursztynowe oczy powodowały rozpływanie się kawałek po kawałku poszczególnych części ciała. Stawało się to coraz większą rutyną.
- Ja wiem, dlatego też pozwalam sobie na nasze romanse przy kuchennym blacie.- pocałowałam go w jeden z kącików ust i wyszłam z pomieszczenia zostawiając go samego z jedzeniem. W trakcie sznurowania obuwia zdałam sobie sprawę jakie on ma szczęście. W końcu tak bardzo mnie chciał posuwając się nawet do wynajęcia chłopaka, który miał ze mną chodzić tylko po to by dowiadywać się różnorodnych informacji na mój temat. Często takie zauroczenia kończą się przywitaniem więziennych krat. Jest to prześladowanie drugiego człowieka o charakterze takim o jakim wszyscy wiemy. Mu się poszczęściło bo w końcu odwzajemniam to uczucie i nie wezwałam jeszcze policji. Na początku nawet przekonał mnie do siebie swoją tak smutną sytuacją. Jednym słowem poznał moje dobre serce co przerodziło się w uczucie. Muszę kiedyś napisać książkę. "Przemyślenia Klary i jej wnioski", jest to bardzo dobry plan na przyszłość. 
Sięgając po kurtkę, z za rogu ukazał mi się Michael trzymający w prawej dłoni, hermetycznie zapakowane kanapki z serem i sałatą. Podał mi je po czym pocałował mnie w usta. Schowałam je do torby po czym założyłam trzymane w ręce ubranie, na ramie skórzaną torbę i wyszłam posyłając chłopakowi ostatnie spojrzenie.
   Moja podróż do szkoły miała się bardzo miło. Świat był kolorowy, wszędzie widziałam uśmiechnięte twarze, a to za sprawą Michaela i naszej pierwszej spędzonej razem nocy. On tak na mnie działa, a teraz nasiliło się to do maksimum. Będąc przed szkołą zobaczyłam Adama stojącego przy ławce z telefonem w dłoniach. Podeszłam do niego uśmiechając się po chwili z wzajemnością.
- Hej, co masz teraz?-zapytałam raz spoglądając na niego, raz na telefon.
- Historie, a ty?
- Geografie.-odparowałam po czym pożegnałam się z chłopakiem i weszłam w progi college'u. Przez jego zwrócenie głównej uwagi na urządzenie, rozmowa miała się nijak i postanowiłam nie przerywać mu jego zajęcia. Przyciskając się przez tłum ludzi na drodze stanęła mi pani Penhallow trzymając w ręce aktówkę, a w drugiej swoją panterkową torebkę.
- Dzień dobry Klaro, czy wiesz, że dzisiaj masz konkurs z naszych brytyjskich pisarzy?
- Dzień dobry, tak pamiętam.- odpowiedziałam kłamiąc jej prosto w twarz.
- Na drugiej lekcji, w sali 82.-przypomniała, dyskretnie mnie zmierzając. Nie byłam ubrana ani na odświętnie, ani nie wiadomo jak specjalnie. Chyba to było tego przyczyną.
- Dobrze, a mogła by mi pani przypomnieć, co ja mam tam robić?- starałam się nie wzbudzać podejrzeń, dlatego też mój wyraz twarzy był bardzo spokojny i opanowany, aż do przesady.
- Zarecytować wiersz, który oczywiście się nauczyłaś na pamięć.
- Oczywiście.- krótko po odpowiedzi poczułam jak mój kołnierz od koszulki zaczyna mnie uwierać. Czułam się jak balon, który pod wpływem wody napierającej na niego, ma zaraz pęknąć i pozostawić po sobie tylko żałosny kawałek materiału. Uśmiechnęłam się nerwowo na pożegnanie i ruszyłam podążając do sali od geografii. Gdy podparłam się ściany, docierając rozdeptana emocjonalnie, cały ciężar torby i uczuć jak by spłynęły po mnie, szybko i bezboleśnie.
   Lekcja przeminęła nie zostawiając jakiegokolwiek śladu na mojej inteligencji. Pani jak by mówiła w inny języku, może łacinie. Bezmyślnie pisałam długopisem po materiałowym, niczemu winnym piórniku, od czasu do czasu bawiąc się włosami. Zbawieniem był dzwonek, który bardzo głośno dał mi o sobie znać. Szłam jak na szubienicę. "Sala 82"- powtórzyłam do siebie. Idąc korytarzem zauważyłam otwarte drzwi od toalety. Gwałtownie skręcając, weszłam do pomieszczenia zastając dwie dziewczyny pindrzące się przed lustrem. Sprawdzając czy jedna z kabin jest wolna, wbiegłam do środka zamykając za sobą drzwi. Moja burza jaka powstała z uderzających o siebie kłębków faktów i pomysłów, przyprawiła mnie o ból głowy. Może ucieknę na tą lekcje ze szkoły, albo pójdę do pielęgniarki, symulując ból wyrostka. Usłyszałam trzask drzwi i rozpraszający się hałas bieganiny. Nagle zaświeciła mi się mała, migająca po trochu żarówka, dając mi pomysły nie do odrzucenia. Pójdę jak by nigdy nic na moją drugą lekcję czyli matematyka i udam, że zapomniałam o konkursie. Nikt mi za to nie utnie głowy, a udawanie głupiutkiej wychodzi mi bardzo dobrze. Wyprostowałam się, sięgnęłam za klamkę i jak by nigdy nic poszłam zrealizować mój jakże błyskotliwy plan.
   Wszystkie pozostałe lekcje obeszły mnie bez żadnych uwag i dopominań. Na moje szczęście także nie widziałam pani Penhallow ani razu. Wesoła, świadoma jaki miałam dzisiaj dobry dzień, wyszłam ze szkoły podążając ku upragnionym Eden. Ulice jakie przekraczałam także były miłe dla oka. Miejscowy "warzywniak", po mimo skromności i zdartej farby na szyldzie miał swój urok. Nie było tu czegokolwiek co nie miało by swojego klimatu i charakteru. Gdy docierałam, widząc już nasz ciemny dach i zadbany, w miarę mały ogródek, moja ulga jaka powstała była nie do opisania.
   Podeszłam pod drzwi i zapukałam dwukrotnie, lecz gdy nie doznałam odpowiedzi, wyjęłam z kieszenie klucz po czym włożyłam do zamka i przekręciłam. Zimna klamka przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Ściągnęłam z ramienia moją zamszową torbę po czym zdjęłam płaszcz i zaczęłam rozsznurowywać buty. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni dżinsów po czym poszłam usiąść na krzesło przy kuchennej wyspie. Zastałam tam Sabine pijącą malinowy napój z długopisem w dłoni i zabazgraną kartką przed sobą.
- Hej, kochana, co tam robisz?- zapytałam odkładając elektronikę na marmurowy blat. 
- Zapisuje co mam kupić w supermarkecie na obiad.- odpowiedziała dalej spisując różnorodne składniki naszej lodówki. Nagle jak by doznała olśnienia. Spojrzała na mnie z lekkim zaciekawieniem na twarz, zwracając się do mnie po chwili - Czy wiedziałaś, że Jason i Lucas mają brata?
- Nie...a mają?!- zaskoczona prawie,że nie zdławiłam się śliną.
- Nazywa się Isaac. Wydawał się miły...Jason za nim nie przepada, ładnie mówiąc.- analizowałam wszystkie wypowiedzi jakie były zwrócone w moją stronę przez okres chodzenia z Lucasem lecz nic to nie dało.
- Musi mieć ku temu powód, jednak chciałabym go poznać.
- Też tak sądzę.- odpowiedziała krótko składając kartkę na pół.- A jeśli chodzi o Isaaca to postaram się o to byś go poznała- uśmiechnęła się życzliwie. Wyszła po chwili z kuchni dopijając napój. Jeszcze z podwyższonym ciśnieniem zaglądnęłam do lodówki, a tam przywitało mnie światło. Zatrzasnęłam drzwiczki po czym poszłam do salonu, rozłożyłam się na kanapie i delektowałam się dzisiejszy piątkiem.
   Po mojej długiej drzemce obudziła mnie Sabina wchodząca do kuchni z reklamówkami jedzenia. Odniosła je pod jedną z półek po czym, prawie się przewracając, wbiegła do pokoju, zszokowana i blada usiadła na kanapę prawie nie siadając mi na nogi.
- Klara, nie uwierzysz!
- Możliwe, jestem jeszcze pół śpiąca.
- Gdy wracałam ze spaceru, zobaczyłam zakrwawionego Adama, siedzącego na ławce z podartą doszczętnie koszulką!- powiedziała, prawie na mnie krzycząc.
- Boże! Pomogłaś mu, wiesz kto mu to zrobił, gdzie on teraz jest?!- wstałam gwałtownie zdenerwowana.
- I ty się pytasz? Nikt Ci nie mówił, Michael nie dzwonił? Może wiedział, że była byś na niego zła...Pobili się, lecz Adam mówił, że...to Twój chłopak zaczął i...mocno skończył.- z kolejnymi słowami coraz to bardziej szarpano moim sercem, rozrywając je na kawałki. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten, który spędził ze mną noc. Ten co muchy by nie skrzywdził...w moich oczach przynajmniej. To nie mógł być on. Koszmar, który mi się przyśnił w tym tygodniu, stał się naprawdę przerażająco realny. Usiadałam na jedną z poduszek, objęłam nogi i schowałam się przed światłem, które jakby paliło, a było niczemu winne.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać na ten rozdział. Brak weny i te sprawy :)
Czytasz=Komentujesz
~Jula~

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 23

~Z perspektywy Lucasa~

   Po tym co zrobiłem, Jason kazał mi się na jakiś czas wyprowadzić dopóki nie ochłonie. Nie dziwię mu się. Zrobiłem totalne świństwo. Naćpałem się jakiegoś gówna i nie widziałem co robię. Naprawdę teraz tego żałuję. Żałuję tego co się stało. Próbowałem przeprosić Sabinę, ale:
Po pierwsze: Jason nie pozwala mi się do niej zbliżyć.
I po drugie: Sabina nie odbiera ode mnie telefonu.
   Mieszkam więc teraz tymczasowo u mojego kumpla Zacka. Piliśmy właśnie piwo i gadaliśmy o wczorajszej imprezie co chwilę popadając w śmiech, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. 
- Otwórz.- powiedział Zack, a ja podniosłem się z kanapy odstawiając puszkę z napojem. Ruszyłem do drzwi leniwym krokiem. Gdy je otworzyłem, na chwilę znieruchomiałem.
- No cześć bracie, nie cieszysz się, że mnie widzisz?
   W drzwiach stał mój, ani trochę do mnie nie podobny, brat bliźniak - Isaac. Nie widzieliśmy się dwa lata. Nie dlatego, że nie było okazji, czasu, czy dojazdu. Po prostu nie miałem na to ochoty. Nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu. Zresztą. Nie tylko ja. Jasona także. Od dziecka na nas kablował i to on był pupilkiem rodziców. Z wiekiem zaczął być coraz bardziej chamski, wredny, przebiegły i dopuszczał się coraz to bardziej karygodnych czynów, a my z Jasonem zaczynaliśmy coraz bardziej go nie lubić. Gdy byliśmy dziećmi gdy coś zrobił zrzucał winę na nas, a jak mu się nie udało to i tak rodzice zawsze mu odpuszczali. Gdy byliśmy starsi zaczął opowiadać na nas w szkole różne brednie przez co wiele osób w tamtych czasach się od nas odwróciło. Gdy rodzice zmarli, razem z Jasonem wyprowadziliśmy się do innego miasta. Ja i Isaac mieliśmy wtedy 16 lat, a Jason 17. Nie wiem gdzie wtedy zamieszkał mój kochany bliźniak, ale szczerze powiedziawszy nie interesuje mnie to. Za to jestem ciekaw co on tutaj robi i skąd ma mój adres. 
- Co ty tu robisz?- zapytałem.
- Miłe powitanie.
- A czego się spodziewałeś, że rzucę Ci się w ramiona?
- No.- zaśmiał się.
- Przykro mi, że Cię rozczarowałem. A więc co tu robisz?
- Jak to co? Przyjechałem odwiedzić moich kochanych braci, którzy zostawili mnie samego na pastwę losu.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Skąd masz mój adres?
- Mam swoje źródła. Musiałeś nieźle przeskrobać, że aż Jason wyrzucił Cię z domu. W końcu zawsze byliście takimi idealnymi braćmi.
- Nie idealnymi. Byliśmy dla siebie po prostu braćmi. Za to ty nie zachowywałeś się jak brat. I aż mi wstyd, że mamy wspólne geny.
- Grzeczniej.- przez cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Nie przeszkadzam Ci już. Jadę odwiedzić Jasona. O ile się nie mylę jest teraz u...tej...no...Sabiny? Tak? 
- Skąd wiesz jak ona się nazywa?
- Nie tyle co wiem jak się nazywa, ale też gdzie mieszka.- zaśmiał się- Do zobaczenia bracie.
    Odwrócił się i ruszył w stronę czarnego BMW stojącego przed domem Zacka. Wsiadł do niego i odjechał. Stałem tak jeszcze chwilę i patrzyłem tępo w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stało auto. Nie mogłem uwierzyć w to co się wydarzyło. Mój znienawidzony brat bliźniak, po 2 latach, przyjeżdża, zna mój adres, wie, że Jason mnie wyrzucił i jeszcze zna imię i adres Sabiny. To wszystko wydało mi się podejrzane. Zamknąłem drzwi i usiadłem z powrotem na kanapie.
- Kto to?
- Próbowali mi wcisnąć jakiś zmutowany odkurzacz z funkcją gotowania obiadów-zaśmiałem się sztucznie-...Poczekaj chwilę, zaraz wracam, idę gdzieś zadzwonić.
   Poszedłem do kuchni i wybrałem numer Jasona. Zacząłem nerwowo stukać palcami o blat i ciągle powtarzać cicho "Odbierz do cholery". Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa więc się rozłączyłem i wybrałem numer ponownie, lecz bez skutku...

~Z perspektywy Jasona~
   Leżeliśmy z Sabiną u niej w pokoju, słuchaliśmy muzyki i rozmawialiśmy o tym co nam ślina na język przyniosła. Spojrzałem na zegarek. 16.37. Podniosłem się powoli tak by dziewczyna miała czas wyswobodzić się z mojego uścisku i spojrzałem na nią, a ona na mnie. Miała takie piękne niebieskie oczy w których zawsze się zatracałem gdy w nie patrzyłem. Uśmiechnąłem się do niej, a ona to odwzajemniła. 
- Ja już muszę iść na siłownię, o 18.30 zamykają.- dziewczyna trochę posmutniała.
- No dobrze.- wstała i podała mi rękę pomagając zrobić mi to samo. 
   Zeszliśmy na dół. Ubrałem buty i kurtkę i spojrzałem czule na Sabinę.
- Do zobaczenia księżniczko.- pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.
~*~
   Zapłaciłem przy kasie na siłowni i poszedłem się przebrać. Gdy ściągnąłem koszulkę poczułem wibracje w kieszeni, wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Lucas...Odłożyłem telefon z powrotem do kieszeni, nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Po chwili mój telefon znowu się odezwał, lecz to olałem. Za trzecim razem zirytowany odebrałem.
- Słucham.
- No hej, Jason. Chciałem Cię powiadomić, że Isaac przyjechał. Właśnie przed chwilą ode mnie wyszedł, nie wiem skąd ma mój adres, ale co gorsza zna adres Sabiny i właśnie do niej jedzie, podobna tam teraz jesteś.
- Wyszedłem od niej z pół godziny temu...Cholera...Czego on chce? 
- Nie wiem, ale dziwnie się zachowywał...
- Dobra, dzięki za info, pojadę do niej.
- Na razie.- po tym słowie się rozłączyłem.
   Ubrałem z powrotem koszulkę, wyszedłem z budynku, wsiadłem w moje auto i ruszyłem w stronę domu Sabiny.
   Jadąc czułem frustrację i złość.
- Czego on znowu chce? Nie może dać nam świętego spokoju?- powiedziałem do siebie pod nosem.
   Co chwilę musiałem się zatrzymywać przez przechodniów co mnie jeszcze bardziej irytowało. W drodze zapaliłem papierosa. Nienawidziłem mojego brata, więc nie specjalnie cieszyło mnie to, że przyjechał.

~Z perspektywy Sabiny~
   Chwilę po wyjściu Jasona usłyszałam pukanie do drzwi. Moja pierwsza myśli była taka, że pewnie czegoś zapomniał. Podeszłam do drzwi, otworzyłam i rzuciłam z uśmiechem bez zastanowienia:
- Czego zapomniałeś?
- Em...A co miałem zapomnieć?- powiedział jakiś nieznany czarnowłosy chłopak z rozbawieniem.
- Jezu, przepraszam...myślałam, że to mój chłopak... Przed chwilką wyszedł i...i pomyślałam, że czegoś zapomniał...- zaczęłam się tłumaczyć i najwyraźniej moje policzki przybrały kolor czerwony.
- No nie dziwię Ci się, Jason zawsze czegoś zapominał.-powiedział chłopak z czarującym uśmiechem. Wyglądał na 18 lat.
- Co? Jak to? Znacie się?
- Nawet nie wiesz jak dobrze. Jestem Isaac, brat Jasona i Lucasa.- podał mi dłoń a ja chwyciłam ją niepewnie.
- Sabina.
- Pewnie Ci o mnie nie wspominali.
- No nie...- byłam bardzo zaskoczona. Czemu on mi o tym nie powiedział? Czy ma przede mną jeszcze więcej tajemnic?- Wejdziesz do środka?
- Chętnie.- powiedział Isaac i przeczesał palcami grzywkę, co mnie rozczuliło. Był zadziwiająco przystojny. Widać, że bracia.
   Zaprowadziłam go do salonu i usiedliśmy oboje na kanapie, w bezpiecznej odległości.
- Może coś do picia?- zaproponowałam.
- Nie dziękuję.- odpowiedział i znowu cudownie się uśmiechnął.
- Co Cię tu sprowadza?-zapytałam teatralnie. Miał bardzo ładne, brązowe oczy.
- Przyjechałem odwiedzić braci. Stęskniłem się za nimi po tych dwóch latach...
- Jak to dwóch latach?
- Po śmierci rodziców Lucas i Jason wyprowadzili się do innego miasta, a mnie zostawili samego...ale nie mam im tego za złe...Wiesz co? Jednak poproszę o coś do picia.
- Jasne. A co chcesz?
- Wodę?
- Już się robi.- odpowiedziałam z uśmiechem i poszłam do kuchni.
   Podczas nalewania napoju zdałam sobie sprawę z bardzo dziwnej rzeczy: skąd on ma mój adres. Wzięłam szklankę do ręki, zaniosłam do pokoju i postawiłam przed nim. Usiadłam na swoim poprzednim miejscu. Chłopak przez cały czas śledził wzrokiem moje poczynania.
- Isaac mam pytanie. Skąd masz mój adres?- zapytałam prosto z mostu.
- Zanim tu przyjechałem odwiedziłem Lucasa. Powiedział mi, że Jasona mogę zastać albo u niego w domu, albo u Ciebie i podał mi obydwa adresy. Pojechałem najpierw do niego lecz nikt nie otwierał więc przyjechałem tutaj, no ale się spóźniłem.- po tej wypowiedzi znacznie mi ulżyło. Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku. Był schludnie ubrany, miał na sobie dżinsową koszulę, w której trzy ostatnie guziki były rozpięte. Co chwilę poprawiał włosy, dążąc do ideału, którym był.
- Mhm.- odpowiedziałam krótko- Zostajesz na długo?
- Raczej nie. Tylko załatwię to co mam załatwić.
- Okej. 
- Co nie znaczy, że nie mogę spędzać czasu z tak pięknymi dziewczynami jak Ty. Zawsze sądziłem, że Jason ma dobry gust i się nie myliłem.- powiedział, a ja tylko się zarumieniłam i spuściłam wzrok, zatrzymując go na pustej już szklance. Widać, że tak jak Lucas był flirciarzem, ale wpadłam w jego pułapkę. Spojrzał na zegarek.- Niestety ja muszę już iść, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, bo nie chciałbym żeby było to nasze ostatnie spotkanie.-wstał, a ja zrobiłam to samo.
- Też bym nie chciała.- powiedziałam na co on się uśmiechnął.
   Odprowadziłam go do drzwi.
- Do zobaczenia.- pożegnał się, rzucił mi ostatnie czekoladowe spojrzenie i wyszedł.
   Nie minęło 5 minut, jak do mojego domu zawitał poddenerwowany Jason.
- Cześć kochanie, co tak szyb...- nie dokończyłam bo złapał mnie gwałtownie za rękę i zapytał:
- Był tu Isaac?
- Tak, właśnie wyszedł...Czemu jesteś taki zdenerwowany? Coś się stało?
- Tak, on tu przyjechał. Nie mówiłem Ci o nim bo go nie trawię. Już nawet nie uważam go za brata po tym co zrobił, łączą nas tylko więzy krwi, nic więcej. 
- Po tym co on zrobił? Podobno to Ty z Lucasem go zostawiliście.
- Ale nie powiedział Ci czemu to zrobiliśmy?- pokiwałam przecząco głową- Czemu mnie to nie dziwi? Oczywiście. Isaac to zawsze ten poszkodowany. Co Ci jeszcze powiedział?
- Właściwie to nic...Tylko to, że ma tu coś do załatwienia, ale nie mówił co, widocznie miał swoje powody.
- Tylko nie mów, że dałaś mu się omamić. 
- Może i dałam.- chłopak dalej trzymał mój nadgarstek z tą samą siłą. Po chwili poczułam jak drętwieje mi ręka.- Puść, boli.- powiedziałam przez zęby, patrząc mu w oczy.
- Przepraszam.- powiedział ze spokojem, po czym puścił moją rękę.- Przepraszam.-powtórzył- Po prostu poniosły mnie emocje, ale na samą myśl o nim mdli mnie. Nie chcę się z Tobą kłócić, a zwłaszcza przez niego.- w odpowiedzi go przytuliłam.
- Za co go tak nienawidzisz?- zapytałam nadal będąc w jego objęciach.
- Możemy skończyć ten temat?
- No dobrze...
- Ale obiecaj mi coś.
- Hm?- oddaliłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Nie zostaw mnie dla Niego. 
-------------------------------------------------------------------------------------
Dodałyśmy Isaaca do zakładki bohaterowie :)
Czytasz=Komentujesz
~Natala i Jula~

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 22

  ~Z perspektywy Klary~
   Otworzyłam oczy, po czym je przetarłam i wstałam. Lekko mi się zakręciło w głowie. W drodze do łazienki starałam sobie przypomnieć ostatnie zdarzenia ze wczoraj. Do mojego brzucha wleciały motyle, a ja poczułam jak się rumienie. Michael siedział jeszcze u mnie do pół godziny po czym wyszedł. Jednak zrobił to przez moje gadanie na temat tego, że muszę jutro wstać i być wyspana więc nie mógł długo siedzieć. Wiem, że jestem zrzędą ale no cóż. Musiałam mieć jeszcze w końcu czas na przemyślenia przed zaśnięciem. Zauważyłam wtedy, jak szybko pozbierałam się po Lucasie. Zdałam sobie też wtedy sprawę, iż ja nie mogłam go naprawdę kochać. Osoba zakochana po tym jak zrywa z ukochanym chyba nie zbiera się aż tak szybko by mieć nagle nowego chłopaka w tak szybkim czasie.
   Wzięłam prysznic i ubrałam się w przyzwoity, szkolny strój. Zeszłam na dół, przywitałam się z Sabiną i jak codziennie, zrobiłam sobie coś do jedzenia. Wybrałam dwie kanapki z szynką i serem. Straszne szaleństwo - pomyślałam.
   Podeszłam do wieszaka na ubrania wierzchnie. Założyłam płaszczyk, podtrzymałam drzwi Sabinie, która także wychodziła i poszłyśmy w stronę uczelni.
   Lekcje mijały, a czas upływał. Przyswojone wiadomości zostawały, jednak gdy tylko pomyślałam o chłopcu rozpływały się jak czekolada w misce pod parą. Oczywiście mleczna. Z zamyślenia czasami wytrącała mnie pani krzycząc na kolegów z ostatniego rzędu. Ostatnią lekcją była matematyka, która spowodowała kastracje mojego mózgu. Nie byłam najgorsza, jednak kiedy jesteś zmęczona poprzednimi przedmiotami twoja wiedza na temat, który przerabiacie staje się niekompletna. Wychodząc z budynku zatrzymała mnie nauczycielka Języka polskiego. Lubiłam ją po mimo jej przesadnego zamiłowania do kotów i spódnic. Jej styl nie powalał, chyba, że z powodu przesadnego kiczu.
- Dzień dobry Pani Penhallow.- powitałam ją wpatrując się w włochaty żakiet, którego kolor był nieznany pod warstwą brązowego, białego i szarego futra. Musiałam jednak przyznać, że kolorystycznie pasowało do jej długich brązowych włosów przeplatanych siwizną. 
- Dzień dobry, chciałam się Ciebie zapytać czy przypadkiem nie słyszałaś o konkursie "Wiersze brytyjskich pisarzy - o pięknym narodzie i jego krajobrazach"?- zapytała przy czym moje zanalizowanie co mam powiedzieć zajęło dłuższą chwilę.
- Tak- krótka odpowiedź-najlepsze wyjście z każdej sytuacji.
- A i oczywiście zgłosiłaś się do uczestnictwa w nim.- stwierdził nauczycielka z zadziwiającą pewnością tego co mówi.
- Właśnie taki miałam zamiar...
- To dobrze ale nie martw się, już Cię zgłosiłam. Konkurs jest jutro, na drugiej lekcji.- w myślach spojrzałam na moje dłonie i przyłożyłam je do twarzy, jednak w rzeczywistości uśmiechnęłam się do nauczycielki i odpowiedziałam:
- To dobrze, dziękuje.- po czym pod szkołę podjechała taksówka, na co pani zwróciła uwagę.
- Życzę powodzenie i miłego dnia.
- Dziękuje i nawzajem.- po czym kobieta zniknęła z moich oczy w ciemnej kabinie samochodu, a ja samotnie podążyłam w stronę domu. 
   Z celem otworzenia drzwi przeszkodził mi dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Hej, Michael.- przywitałam się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć, czy nie moglibyśmy się dzisiaj gdzieś przejść?
- A moglibyśmy... ale gdzie?
- Może po parku?
- Chętnie, przyjdź po mnie koło 16.
- Nie ma sprawy, to ty tu ustalasz zasady.- zaśmiał się, a ja się zarumieniłam.
- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.- powiedziałam żartobliwie.
- Spokojnie, zdaje. 
- To do zobaczenia.- pożegnałam go uśmiechając się do siebie.
- Pa kochanie.- rozłączył się, a ja prawie że nie straciłam równowagi. Weszłam do domu po czym popatrzyłam na godzinę i wbiegłam na piętro. Otworzyłam klapę laptopa i włączyłam Google w poszukiwaniu jakiegokolwiek wiersza autorstwa Brytyjczyka i o tematyce jaką mi podała Pani Penhallow.
Po około piętnastu minutach wykrzyknęłam "eureka". Przypomniała mi się wtedy lekcja fizyki z 2 gimnazjum kiedy pani czytała z książki historie o Archimedesie i złotej koronie. "Heureka" wykrzyknął w wannie i nagi biegł przez miasto powtarzając te słowo, które oznaczało - "znalazłem". Zapisałam stronę i wyłączyłam komputer. Rozpuściłam włosy związane wcześniej gumką i poszłam nauczyć się na historię. Gdy skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi i pomyślała "Ten to ma wyczucie". Zeszłam na dół i poszłam otworzyć mu drzwi. Ujrzałam przed sobą mężczyznę o ciemny, prostych spodniach. Czarnym, zapinanym na duże guziki płaszczu z kołnierzem postawionym w pionie i twarz, która wyrażała szczęście i zadowolenie.
- Hey...wejdź. Jeszcze  się nie ubrałam. 
- A to dziwne bo nie wydaje mi się byś była naga.- mówił wchodząc do przedpokoju, a zarazem salonu. Ja za to zaśmiałam się i lekko szturchnęłam go w ramię, po czym on z uśmiechem oparł się o ścianę i obserwował jak zakładam ciemny płaszcz i skórzane, brązowe botki. Gdy ostatnim moim poczynieniem było włożenie do torebki kluczy i telefonu podszedł do mnie i otworzył mi drzwi. Chyba wiedział, że jego dżentelmeńskie zachowanie zaczęło mi się podobać. Wyszłam po czym Michael dotrzymał mi kroku i złapał mnie za rękę. Przez całą podróż rozmawialiśmy, aż zatrzymaliśmy się na ławce z mojej prośby. Było mi przy nim tak dobrze, gdy opowiadał mi historię tego parku, w którym się znajdowaliśmy. Przypomniałam sobie sytuację z dnia poprzedniego. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie zapytał mnie jeszcze ani ja jego czy jesteśmy razem. Takie zachowania na to wskazują, lecz nie było tego pytania. Może było, a ja nie pamiętam. Byłam poważnie zakłopotana. Z zamyślenia wytrącił mnie Michael sprawdzając chyba czy go słucham.
- Przepraszam...zamyśliłam się...
- Nic się nie stało, też tak czasami mam.- uśmiechnął się, czego ja nie odwzajemniłam. -Chyba,że jednak coś się stało.
- Nie...możemy pójść do ciebie? Zmarzłam.
- Okej, nie ma sprawy, ale może chcesz mój płaszcz?
- Nie czuję się jeszcze jak na Antarktydzie ale dzięki- uśmiechnęłam się słabo po czym nie wiadomo dlaczego zrobiło mi się niedobrze. Z parku gęsto porośniętym drzewami wyszliśmy na chodnik po czym jak za światłem podążaliśmy w stronę jego domu. Moje poczucie się nie zmieniało do momentu, gdy na ścieżce pojawił się wychodząc z czyjegoś domu Adam.
- O, cześć.- powiedziała na co on, przyglądając się naszym splecionym dłoniom z mniejszym entuzjazmem, odpowiedział:
- Cześć, a my się chyba nie znamy. Jestem Adam.- powiedział z uśmiechem z którego nie umiałam nic odczytać.
- Michael. Jestem chłopakiem Klary.-przedstawił się i nawzajem sobie uścisnęli dłonie. Po tych słowach Adam zrobił się dziwnie blady, za to ja się zdziwiłam przez to co powiedział chłopak. Czyli jednak jesteśmy razem. Moje przemyślenia były bez potrzebne. Moja dłoń momentalnie zacisnęła się na jego, czego on chyba jak widać nie poczuł.
- O, nie chwaliłaś się.- powiedział z, widocznie wymuszonym, uśmiechem  na twarzy- Życzę szczęścia.
- Dziękuję- odpowiedziałam nie rozumiejąc jego zachowania. W jego oczach była gorycz, a obaj patrzyli się na siebie nie spuszczając wzroku ze swoich postaci. Miałam dość ich i tej niezręcznej ciszy zwłaszcza, że coraz bardziej robiło mi się zimno.
- My musimy już iść, do zobaczenia w szkole.
- Nawzajem- opowiedział po czym nasze drogi się rozeszły.
- To mój przyjaciel.-wytłumaczyłam gdy już byliśmy sami.
- Miły.- odpowiedział krótko.- Czujesz się lepiej?
- Tylko zimniej mi się zrobiło- uśmiechnęłam się słabo próbując go pocieszyć, co mi nie wychodziło.
- Nie wiem dlaczego nie chcesz mojej kurtki, ale dobra wiadomość jest taka, że już niedaleko do domu.- opowiedział obejmując mnie w pasie.
   Gdy byliśmy już pod domem włożył klucz do zamka i nic.
- Cholera.-powiedziałam pod nosem. Drzwi Michaela miały to do siebie, że czasami, w najmniej odpowiednim momencie, kiedy zimno na dworze, a ubrania takie jakie są, zacinały się i trzeba było pogrzebać kluczem raz w lewo, raz w prawo, może bardziej wcisnąć i przekręcić. Nie było tego po nim widać lecz ja wiedziałam, że był zdenerwowany tą sytuacją. Jego dłonie zaczęły robić się czerwone, a mój żołądek kręcił się jak karuzela. Czułam się coraz bardziej źle, a komplikacje które powstały nie poprawiały mojej sytuacji. Uwagę jednak przez te cztery minuty walki z zawiasami przykuł liść tańczący z wiatrem, który kurczowo trzymał się gałązki, nie mając jakiegokolwiek zamiaru odlecieć. Z zamyślenia wytrącił mnie dźwięk otwierających się drzwi. Ciepłe powietrze, które poczułam wchodząc do mieszkania uderzyło jak fala tworząc ulgę na sercu. Posprzątany przedpokój i nowo zakupiony koc leżący na oparciu od kanapy w kolorze ciemnego drewna, tworzy miły dla oka klimat, który zarażał dalszą część domu. Zdjęłam ciężkie buty, płaszcz i z ulgą położyłam się na kanapie, patrząc się tempo na sufit. Wszystkie wcześniejsze objawy ustąpiły. Michael już spokojny, bez płaszcza, usiadł koło mnie gładząc moją nogę.
- Jak się czujesz?
- Lepiej. Twoja kanapa leczy.- powiedziałam śmiejąc się cicho.
- Jesteś może głodna? Bo mi się wydaje, że ja jestem.- uśmiechnął się i wstał podążając w stronę kuchni co zobaczyłam kątem oka.- w lodówce mam pizze ze wczoraj ale z zaufanej restauracji.
- Poproszę.- uśmiechnęłam się sama do siebie. Kochałam jego odgrzane jedzenie, spokój i lekko ochrypły, miły dla uszu głos, styl i przytulny dom w cichej dzielnicy. Postanowiłam włączyć telewizor lecz żebym dosięgnęła pilota trochę brakowało. Gdy się siliłam przybliżając rękę milimetr po milimetrze, jak z ziemi wyrósł chłopak i podał złoty, oczekiwany po trudach jego zdobycia, Graal. Ja jednak skupiłam się na czymś innym i zamiast wziąć od niego przedmiot postanowiłam złapać chłopaka za dłoń i przyciągnąć go do siebie. Chyba czytał mi w myślach, ponieważ bez jakiegokolwiek wyrazu zaskoczenia na twarzy, z tylko lekkim uśmiechem, płynnym ruchem położył się nade mną podpierając się rękami o poduszki na których leżała moja głowa. Po mimo leżącego na ziemi pilota, który prawdopodobnie rozłożył się na części, atmosfera była bardziej romantyczna niż sobie wyobrażałam. Jego oczy wyglądały jak ciemno-bursztynowe kamienie oprawione złotem. Nie minęła minuta, a jego usta znalazły się na moich, po czym moją rolą było pogłębienie pocałunku, co uczyniłam. Czułam, że zaczął zsuwać moje ramiączko z ramienia, a ja położyłam mu obie dłonie na karku. Może Sabina czy Adam mnie za to zabiją, a ja będę później tego żałowała lecz nie liczyło się to teraz dla mnie. W takich chwilach czułam, że śnie, a zasługą tego był chłopak, który jeszcze kilka dni temu nie istniał w moim życiu, a teraz jest dla mnie wszystkim.
----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że na ten rozdział musiałyście czekać tak długo, ale jakoś tak wyszło.
Przepraszam również za wszystkie błędy i mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Wyraźcie swoją opinię w komentarzu ^^
Czytasz=Komentujesz
~Jula~

Obserwatorzy