~Z perspektywy Klary~
O nie, dzisiaj do szkoły. Było to jedno z gorszych przebudzeń jakie kiedykolwiek miałam. Przetarłam oczy lecz drugą ręką nie mogłam ruszyć. Leżałam tak, iż Michael miał mnie w objęciach co wszystko wytłumaczyło. Podniosłam się do pozycji siedzącej ciągnąc przy tym kołdrę. Miałam na sobie bieliznę, jednak czułam się całkowicie naga i przy przebudzeniu byłam jeszcze tego pewna. Dopadł mnie wielki ból głowy co spowodowało moje ułożenie dłoni na twarzy. Poczułam czyiś dotyk na mojej nodze. Przebudzony pewnie przez mnie chłopak dalej leżał przyglądając mi się. Odsłoniłam twarz i sięgnęłam po gumkę do włosów leżącą na stoliku na przeciwko kanapy. Wzięłam ją w dłoń i widząc spojrzenie Michaela wróciłam do pozycji leżącej.
- Za ile wychodzisz?- zapytał, a ja spojrzałam na niego wzrokiem niezrozumienia.
- Na pewno już powinnam wstać...- odwzajemnił spojrzenie przewracając się na bok. W porannym świetne jego oczy wydawały się tak jasne, a skóra nieskazitelna. Czasami naprawdę miałam rozterki na temat jego anielskiego pochodzenia.
- Proszę, tylko 5 minut.- smutnymi oczami niezauważalnie mnie zmierzył, a jego źrenice się powiększyły. Namyśliłam się chwilę, unikając kontaktu wzrokowego po czym pocałowałam namiętnie jego usta. Miał racje. 5 minut mnie nie zbawi, jednak nie chciałam się spóźnić. Michael delikatnie przesunął mnie na siebie po czym zaczął smyrać po plecach. W tych chwilach przyjemności rozsądek, jednak mi przypominał, że muszę już się szykować do szkoły. Gdy jego usta całowały mnie po prawym ramieniu podniosłam się przemawiając do chłopaka.
- Przepraszam...ale muszę. Miało być tylko 5 minut.
- A wiesz, że jak facet mówi 5 minut to myśli pół godziny?- uśmiechnął się do mnie spuszczając ręce z mojej tylnej partii ud. Ja tylko lekko szturchnęłam go w ramię i zeszłam z łóżka szukając spodni. Chłopak wstał także się rozglądając. Nie wiem jak on to robi ale nie minęła chwila, a włożył rękę pod kołdrę i wyciągnął jak magik królika z kapelusza, dżinsowe, ciemnoniebieskie spodnie. Nie mówiłam mu, że ich szukam, dlatego też byłam godna podziwu. Czasami mi się wydawało, że ma nadprzyrodzony dar czytania w myślach. Podał mi je z uśmiechem na twarzy, a ja dalej zdziwiona ujęłam je rękoma, żwawo założyłam i pobiegłam do łazienki z moją jakże pojemną torbą. Po około pięciu minutach wyszłam już umalowana, lecz jeszcze bez bluzki i różowych, leżących pod kanapą skarpetek. Zeszłam po schodach, rytmicznie stukając stopami o drewno. Gdyby Michael miał sąsiadów, wszystkich zapewne bym obudziła. Ubrałam się już od stup do głów i postanowiłam jak codziennie zrobić sobie śniadanie. Weszłam do kuchni. Zastałam tam chłopaka smarującego masłem jedną z dwóch kromek chleba.
- Mogę sobie zrobić jedzenie do szkoły?- zapytałam, na co on spojrzał na mnie po czym kontynuował czynność, którą niedawno zaczął.
- Kochana, ja nie słynę z konsumpcji wykwintnych kanapek i wyrobów mącznych. Robię je dla ciebie.- odparował uśmiechając się jak by do siebie. Lekko zarumieniona podeszła do niego obejmując go w pasie. Był już ubrany w ciemno bordowy t-shirt i czarne spodnie jednak nie przeszkadzało by mi gdyby nie miał górnej części nakrycia. Słyszałam tylko stukot metalowego noża o marmurowy blat, po czym poczułam jego ręce na moich. Trzymając je w lekkim uścisku odwrócił się do mnie i pocałował w czoło lekko je muskając. Spojrzał tylko na zegarek i przemówił:
- Wiesz, że masz więcej czasu niż sobie wyobrażasz? Jest dopiero siódma.- jego jakże bursztynowe oczy powodowały rozpływanie się kawałek po kawałku poszczególnych części ciała. Stawało się to coraz większą rutyną.
- Ja wiem, dlatego też pozwalam sobie na nasze romanse przy kuchennym blacie.- pocałowałam go w jeden z kącików ust i wyszłam z pomieszczenia zostawiając go samego z jedzeniem. W trakcie sznurowania obuwia zdałam sobie sprawę jakie on ma szczęście. W końcu tak bardzo mnie chciał posuwając się nawet do wynajęcia chłopaka, który miał ze mną chodzić tylko po to by dowiadywać się różnorodnych informacji na mój temat. Często takie zauroczenia kończą się przywitaniem więziennych krat. Jest to prześladowanie drugiego człowieka o charakterze takim o jakim wszyscy wiemy. Mu się poszczęściło bo w końcu odwzajemniam to uczucie i nie wezwałam jeszcze policji. Na początku nawet przekonał mnie do siebie swoją tak smutną sytuacją. Jednym słowem poznał moje dobre serce co przerodziło się w uczucie. Muszę kiedyś napisać książkę. "Przemyślenia Klary i jej wnioski", jest to bardzo dobry plan na przyszłość.
- Mogę sobie zrobić jedzenie do szkoły?- zapytałam, na co on spojrzał na mnie po czym kontynuował czynność, którą niedawno zaczął.
- Kochana, ja nie słynę z konsumpcji wykwintnych kanapek i wyrobów mącznych. Robię je dla ciebie.- odparował uśmiechając się jak by do siebie. Lekko zarumieniona podeszła do niego obejmując go w pasie. Był już ubrany w ciemno bordowy t-shirt i czarne spodnie jednak nie przeszkadzało by mi gdyby nie miał górnej części nakrycia. Słyszałam tylko stukot metalowego noża o marmurowy blat, po czym poczułam jego ręce na moich. Trzymając je w lekkim uścisku odwrócił się do mnie i pocałował w czoło lekko je muskając. Spojrzał tylko na zegarek i przemówił:
- Wiesz, że masz więcej czasu niż sobie wyobrażasz? Jest dopiero siódma.- jego jakże bursztynowe oczy powodowały rozpływanie się kawałek po kawałku poszczególnych części ciała. Stawało się to coraz większą rutyną.
- Ja wiem, dlatego też pozwalam sobie na nasze romanse przy kuchennym blacie.- pocałowałam go w jeden z kącików ust i wyszłam z pomieszczenia zostawiając go samego z jedzeniem. W trakcie sznurowania obuwia zdałam sobie sprawę jakie on ma szczęście. W końcu tak bardzo mnie chciał posuwając się nawet do wynajęcia chłopaka, który miał ze mną chodzić tylko po to by dowiadywać się różnorodnych informacji na mój temat. Często takie zauroczenia kończą się przywitaniem więziennych krat. Jest to prześladowanie drugiego człowieka o charakterze takim o jakim wszyscy wiemy. Mu się poszczęściło bo w końcu odwzajemniam to uczucie i nie wezwałam jeszcze policji. Na początku nawet przekonał mnie do siebie swoją tak smutną sytuacją. Jednym słowem poznał moje dobre serce co przerodziło się w uczucie. Muszę kiedyś napisać książkę. "Przemyślenia Klary i jej wnioski", jest to bardzo dobry plan na przyszłość.
Sięgając po kurtkę, z za rogu ukazał mi się Michael trzymający w prawej dłoni, hermetycznie zapakowane kanapki z serem i sałatą. Podał mi je po czym pocałował mnie w usta. Schowałam je do torby po czym założyłam trzymane w ręce ubranie, na ramie skórzaną torbę i wyszłam posyłając chłopakowi ostatnie spojrzenie.
Moja podróż do szkoły miała się bardzo miło. Świat był kolorowy, wszędzie widziałam uśmiechnięte twarze, a to za sprawą Michaela i naszej pierwszej spędzonej razem nocy. On tak na mnie działa, a teraz nasiliło się to do maksimum. Będąc przed szkołą zobaczyłam Adama stojącego przy ławce z telefonem w dłoniach. Podeszłam do niego uśmiechając się po chwili z wzajemnością.
- Hej, co masz teraz?-zapytałam raz spoglądając na niego, raz na telefon.
- Historie, a ty?
- Geografie.-odparowałam po czym pożegnałam się z chłopakiem i weszłam w progi college'u. Przez jego zwrócenie głównej uwagi na urządzenie, rozmowa miała się nijak i postanowiłam nie przerywać mu jego zajęcia. Przyciskając się przez tłum ludzi na drodze stanęła mi pani Penhallow trzymając w ręce aktówkę, a w drugiej swoją panterkową torebkę.
- Dzień dobry Klaro, czy wiesz, że dzisiaj masz konkurs z naszych brytyjskich pisarzy?
- Dzień dobry, tak pamiętam.- odpowiedziałam kłamiąc jej prosto w twarz.
- Na drugiej lekcji, w sali 82.-przypomniała, dyskretnie mnie zmierzając. Nie byłam ubrana ani na odświętnie, ani nie wiadomo jak specjalnie. Chyba to było tego przyczyną.
- Dobrze, a mogła by mi pani przypomnieć, co ja mam tam robić?- starałam się nie wzbudzać podejrzeń, dlatego też mój wyraz twarzy był bardzo spokojny i opanowany, aż do przesady.
- Zarecytować wiersz, który oczywiście się nauczyłaś na pamięć.
- Oczywiście.- krótko po odpowiedzi poczułam jak mój kołnierz od koszulki zaczyna mnie uwierać. Czułam się jak balon, który pod wpływem wody napierającej na niego, ma zaraz pęknąć i pozostawić po sobie tylko żałosny kawałek materiału. Uśmiechnęłam się nerwowo na pożegnanie i ruszyłam podążając do sali od geografii. Gdy podparłam się ściany, docierając rozdeptana emocjonalnie, cały ciężar torby i uczuć jak by spłynęły po mnie, szybko i bezboleśnie.
Lekcja przeminęła nie zostawiając jakiegokolwiek śladu na mojej inteligencji. Pani jak by mówiła w inny języku, może łacinie. Bezmyślnie pisałam długopisem po materiałowym, niczemu winnym piórniku, od czasu do czasu bawiąc się włosami. Zbawieniem był dzwonek, który bardzo głośno dał mi o sobie znać. Szłam jak na szubienicę. "Sala 82"- powtórzyłam do siebie. Idąc korytarzem zauważyłam otwarte drzwi od toalety. Gwałtownie skręcając, weszłam do pomieszczenia zastając dwie dziewczyny pindrzące się przed lustrem. Sprawdzając czy jedna z kabin jest wolna, wbiegłam do środka zamykając za sobą drzwi. Moja burza jaka powstała z uderzających o siebie kłębków faktów i pomysłów, przyprawiła mnie o ból głowy. Może ucieknę na tą lekcje ze szkoły, albo pójdę do pielęgniarki, symulując ból wyrostka. Usłyszałam trzask drzwi i rozpraszający się hałas bieganiny. Nagle zaświeciła mi się mała, migająca po trochu żarówka, dając mi pomysły nie do odrzucenia. Pójdę jak by nigdy nic na moją drugą lekcję czyli matematyka i udam, że zapomniałam o konkursie. Nikt mi za to nie utnie głowy, a udawanie głupiutkiej wychodzi mi bardzo dobrze. Wyprostowałam się, sięgnęłam za klamkę i jak by nigdy nic poszłam zrealizować mój jakże błyskotliwy plan.
Wszystkie pozostałe lekcje obeszły mnie bez żadnych uwag i dopominań. Na moje szczęście także nie widziałam pani Penhallow ani razu. Wesoła, świadoma jaki miałam dzisiaj dobry dzień, wyszłam ze szkoły podążając ku upragnionym Eden. Ulice jakie przekraczałam także były miłe dla oka. Miejscowy "warzywniak", po mimo skromności i zdartej farby na szyldzie miał swój urok. Nie było tu czegokolwiek co nie miało by swojego klimatu i charakteru. Gdy docierałam, widząc już nasz ciemny dach i zadbany, w miarę mały ogródek, moja ulga jaka powstała była nie do opisania.
Podeszłam pod drzwi i zapukałam dwukrotnie, lecz gdy nie doznałam odpowiedzi, wyjęłam z kieszenie klucz po czym włożyłam do zamka i przekręciłam. Zimna klamka przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Ściągnęłam z ramienia moją zamszową torbę po czym zdjęłam płaszcz i zaczęłam rozsznurowywać buty. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni dżinsów po czym poszłam usiąść na krzesło przy kuchennej wyspie. Zastałam tam Sabine pijącą malinowy napój z długopisem w dłoni i zabazgraną kartką przed sobą.
Moja podróż do szkoły miała się bardzo miło. Świat był kolorowy, wszędzie widziałam uśmiechnięte twarze, a to za sprawą Michaela i naszej pierwszej spędzonej razem nocy. On tak na mnie działa, a teraz nasiliło się to do maksimum. Będąc przed szkołą zobaczyłam Adama stojącego przy ławce z telefonem w dłoniach. Podeszłam do niego uśmiechając się po chwili z wzajemnością.
- Hej, co masz teraz?-zapytałam raz spoglądając na niego, raz na telefon.
- Historie, a ty?
- Geografie.-odparowałam po czym pożegnałam się z chłopakiem i weszłam w progi college'u. Przez jego zwrócenie głównej uwagi na urządzenie, rozmowa miała się nijak i postanowiłam nie przerywać mu jego zajęcia. Przyciskając się przez tłum ludzi na drodze stanęła mi pani Penhallow trzymając w ręce aktówkę, a w drugiej swoją panterkową torebkę.
- Dzień dobry Klaro, czy wiesz, że dzisiaj masz konkurs z naszych brytyjskich pisarzy?
- Dzień dobry, tak pamiętam.- odpowiedziałam kłamiąc jej prosto w twarz.
- Na drugiej lekcji, w sali 82.-przypomniała, dyskretnie mnie zmierzając. Nie byłam ubrana ani na odświętnie, ani nie wiadomo jak specjalnie. Chyba to było tego przyczyną.
- Dobrze, a mogła by mi pani przypomnieć, co ja mam tam robić?- starałam się nie wzbudzać podejrzeń, dlatego też mój wyraz twarzy był bardzo spokojny i opanowany, aż do przesady.
- Zarecytować wiersz, który oczywiście się nauczyłaś na pamięć.
- Oczywiście.- krótko po odpowiedzi poczułam jak mój kołnierz od koszulki zaczyna mnie uwierać. Czułam się jak balon, który pod wpływem wody napierającej na niego, ma zaraz pęknąć i pozostawić po sobie tylko żałosny kawałek materiału. Uśmiechnęłam się nerwowo na pożegnanie i ruszyłam podążając do sali od geografii. Gdy podparłam się ściany, docierając rozdeptana emocjonalnie, cały ciężar torby i uczuć jak by spłynęły po mnie, szybko i bezboleśnie.
Lekcja przeminęła nie zostawiając jakiegokolwiek śladu na mojej inteligencji. Pani jak by mówiła w inny języku, może łacinie. Bezmyślnie pisałam długopisem po materiałowym, niczemu winnym piórniku, od czasu do czasu bawiąc się włosami. Zbawieniem był dzwonek, który bardzo głośno dał mi o sobie znać. Szłam jak na szubienicę. "Sala 82"- powtórzyłam do siebie. Idąc korytarzem zauważyłam otwarte drzwi od toalety. Gwałtownie skręcając, weszłam do pomieszczenia zastając dwie dziewczyny pindrzące się przed lustrem. Sprawdzając czy jedna z kabin jest wolna, wbiegłam do środka zamykając za sobą drzwi. Moja burza jaka powstała z uderzających o siebie kłębków faktów i pomysłów, przyprawiła mnie o ból głowy. Może ucieknę na tą lekcje ze szkoły, albo pójdę do pielęgniarki, symulując ból wyrostka. Usłyszałam trzask drzwi i rozpraszający się hałas bieganiny. Nagle zaświeciła mi się mała, migająca po trochu żarówka, dając mi pomysły nie do odrzucenia. Pójdę jak by nigdy nic na moją drugą lekcję czyli matematyka i udam, że zapomniałam o konkursie. Nikt mi za to nie utnie głowy, a udawanie głupiutkiej wychodzi mi bardzo dobrze. Wyprostowałam się, sięgnęłam za klamkę i jak by nigdy nic poszłam zrealizować mój jakże błyskotliwy plan.
Wszystkie pozostałe lekcje obeszły mnie bez żadnych uwag i dopominań. Na moje szczęście także nie widziałam pani Penhallow ani razu. Wesoła, świadoma jaki miałam dzisiaj dobry dzień, wyszłam ze szkoły podążając ku upragnionym Eden. Ulice jakie przekraczałam także były miłe dla oka. Miejscowy "warzywniak", po mimo skromności i zdartej farby na szyldzie miał swój urok. Nie było tu czegokolwiek co nie miało by swojego klimatu i charakteru. Gdy docierałam, widząc już nasz ciemny dach i zadbany, w miarę mały ogródek, moja ulga jaka powstała była nie do opisania.
Podeszłam pod drzwi i zapukałam dwukrotnie, lecz gdy nie doznałam odpowiedzi, wyjęłam z kieszenie klucz po czym włożyłam do zamka i przekręciłam. Zimna klamka przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Ściągnęłam z ramienia moją zamszową torbę po czym zdjęłam płaszcz i zaczęłam rozsznurowywać buty. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni dżinsów po czym poszłam usiąść na krzesło przy kuchennej wyspie. Zastałam tam Sabine pijącą malinowy napój z długopisem w dłoni i zabazgraną kartką przed sobą.
- Hej, kochana, co tam robisz?- zapytałam odkładając elektronikę na marmurowy blat.
-
Zapisuje co mam kupić w supermarkecie na obiad.- odpowiedziała dalej
spisując różnorodne składniki naszej lodówki. Nagle jak by doznała
olśnienia. Spojrzała na mnie z lekkim zaciekawieniem na twarz, zwracając się do mnie po chwili - Czy
wiedziałaś, że Jason i Lucas mają brata?
- Nie...a mają?!- zaskoczona prawie,że nie zdławiłam się śliną.
-
Nazywa się Isaac. Wydawał się miły...Jason za nim nie przepada, ładnie
mówiąc.- analizowałam wszystkie wypowiedzi jakie były zwrócone w moją
stronę przez okres chodzenia z Lucasem lecz nic to nie dało.
- Musi mieć ku temu powód, jednak chciałabym go poznać.
-
Też tak sądzę.- odpowiedziała krótko składając kartkę na pół.- A jeśli
chodzi o Isaaca to postaram się o to byś go poznała- uśmiechnęła się
życzliwie. Wyszła po chwili z kuchni dopijając napój. Jeszcze z podwyższonym ciśnieniem zaglądnęłam do lodówki, a tam przywitało mnie światło. Zatrzasnęłam drzwiczki po czym poszłam do salonu, rozłożyłam się na kanapie i delektowałam się dzisiejszy piątkiem.
Po mojej długiej drzemce obudziła mnie Sabina wchodząca do kuchni z reklamówkami jedzenia. Odniosła je pod jedną z półek po czym, prawie się przewracając, wbiegła do pokoju, zszokowana i blada usiadła na kanapę prawie nie siadając mi na nogi.
- Klara, nie uwierzysz!
- Możliwe, jestem jeszcze pół śpiąca.
- Gdy wracałam ze spaceru, zobaczyłam zakrwawionego Adama, siedzącego na ławce z podartą doszczętnie koszulką!- powiedziała, prawie na mnie krzycząc.
- Boże! Pomogłaś mu, wiesz kto mu to zrobił, gdzie on teraz jest?!- wstałam gwałtownie zdenerwowana.
- I ty się pytasz? Nikt Ci nie mówił, Michael nie dzwonił? Może wiedział, że była byś na niego zła...Pobili się, lecz Adam mówił, że...to Twój chłopak zaczął i...mocno skończył.- z kolejnymi słowami coraz to bardziej szarpano moim sercem, rozrywając je na kawałki. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten, który spędził ze mną noc. Ten co muchy by nie skrzywdził...w moich oczach przynajmniej. To nie mógł być on. Koszmar, który mi się przyśnił w tym tygodniu, stał się naprawdę przerażająco realny. Usiadałam na jedną z poduszek, objęłam nogi i schowałam się przed światłem, które jakby paliło, a było niczemu winne.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po mojej długiej drzemce obudziła mnie Sabina wchodząca do kuchni z reklamówkami jedzenia. Odniosła je pod jedną z półek po czym, prawie się przewracając, wbiegła do pokoju, zszokowana i blada usiadła na kanapę prawie nie siadając mi na nogi.
- Klara, nie uwierzysz!
- Możliwe, jestem jeszcze pół śpiąca.
- Gdy wracałam ze spaceru, zobaczyłam zakrwawionego Adama, siedzącego na ławce z podartą doszczętnie koszulką!- powiedziała, prawie na mnie krzycząc.
- Boże! Pomogłaś mu, wiesz kto mu to zrobił, gdzie on teraz jest?!- wstałam gwałtownie zdenerwowana.
- I ty się pytasz? Nikt Ci nie mówił, Michael nie dzwonił? Może wiedział, że była byś na niego zła...Pobili się, lecz Adam mówił, że...to Twój chłopak zaczął i...mocno skończył.- z kolejnymi słowami coraz to bardziej szarpano moim sercem, rozrywając je na kawałki. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten, który spędził ze mną noc. Ten co muchy by nie skrzywdził...w moich oczach przynajmniej. To nie mógł być on. Koszmar, który mi się przyśnił w tym tygodniu, stał się naprawdę przerażająco realny. Usiadałam na jedną z poduszek, objęłam nogi i schowałam się przed światłem, które jakby paliło, a było niczemu winne.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać na ten rozdział. Brak weny i te sprawy :)
Czytasz=Komentujesz
~Jula~
Czytasz=Komentujesz
~Jula~